logo2324

Dzisiaj jest: 25 Kwiecień 2024         Imieniny: Marek, Jarosław, Wasyl

 

 

 

Wirtualny spacer
pano

kwiecień 2024
P W Ś C Pt S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Licznik odwiedzin

Dzisiaj56
Wczoraj50
Tydzień230
Miesiąc1316
Razem359136

Szkola plakat A3 2024 nowy www

Ocena użytkowników:  / 8
SłabyŚwietny 

 

Relacja z I ZIMOWYCH IGRZYSK RZEMIEŚLNICZYCH SZKÓŁ CECHOWYCH i IZBOWYCH w Zakopanem

Najważniejsze sprawy na początku i w skrócie:

Trzech uczniów Zasadniczej Szkoły Zawodowej Rzemiosł Różnych w Zamościu wzięło udział w ogólnopolskich I Zimowych Igrzyskach Rzemieślniczych Szkół Cechowych i Izbowych w Zakopanem. Byli to: Mateusz Sołtys, Patryk Monastyrski i Piotr Buczek.
b_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_09.jpgMamy sukcesy: na stoku Harenda Patryk zdobył srebrny medal, Mateusz zajął 4 a Piotrek 5 miejsce w snowboardzie. W ośrodku narciarskim Suche chłopcy spisali się również znakomicie: Patryk zdobył srebrny medal, Mateusz zajął 5 a Piotrek 7 miejsce. Również w snowboardzie. W kategorii Najwszechstronniejszy Zawodnik Igrzysk Patryk zajął 5 miejsce (nie było 3 i 4 miejsca). Drużynowo nasi chłopcy wywalczyli 3 miejsce, co jest wielkim sukcesem, biorąc pod uwagę, że startowali tylko we trzech i tylko w snowboardzie.

 


Sponsorami wyjazdu naszych zawodników była: Zasadnicza Szkoła Zawodowa Rzemiosł Różnych w Zamościu, Lubelska Wojewódzka Komenda OHP i pracodawca Bartłomiej Nowak – zakład mechaniki pojazdowej w Kalinowicach.
Organizatorami Igrzysk była Zasadnicza Szkoła Zawodowa Cechu Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Zakopanem i Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Zakopanem.

I Zimowe Igrzyska Rzemieślniczych Szkół Cechowych i Izbowych już za nami. Działo się dużo i trudno w kilku zdaniach opisać wydarzenia i emocje, jaki towarzyszyły nam przez te kilka dni spędzonych w Zakopanem. Postaram się jednak opisać te najważniejsze uwzględniając sukcesy, wpadki i złośliwość rzeczy martwych.

b_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_07.jpg

8 marca – sobota. Przed północą. Zbiórka na dworcu PKS w Zamościu.

Przyjechałyśmy z Anetą trochę wcześniej, żeby czekać na naszych snowboardzistów. Godzina zbiórki minęła, a chłopaków nie ma. Po piętnastu minutach zaczęłyśmy się denerwować, że coś się stało. Wyciągałam już telefon, żeby do nich zadzwonić, gdy w oddali zobaczyłyśmy stertę bagażu i naszych zawodników. Cóż, dworzec nie jest oświetlony – można się nie dostrzec. Z całym bagażem ulokowaliśmy się na stanowisku numer 1. Tabliczka z rozkładem jazdy zgadzała się – to nasze stanowisko. Godzina odjazdu sprawdzona telefonicznie w informacji. Wszystko gra. Upewniała nas w tym obecność innych pasażerów czekających na ten autobus. Kilka minut po północy podszedł do nas jakiś mężczyzna i poinformował nas , że jeśli czekamy na autobus do Krakowa, to musimy iść w inne miejsce, bo od dłuższego czasu ten autobus nie zajeżdża na dworzec. Podobno ktoś sprzedał, ktoś kupił dworzec, jakieś nieporozumienia i stąd te zmiany, a on każdego dnia przychodzi o północy i mówi ludziom, że stąd nie pojadą. Szkoda, że nie powiedzieli tego przez telefon, gdy dzwoniłam, żeby dowiedzieć się o autobus. Z całym bagażem, a nie był on mały, pobiegliśmy na wskazany przystanek. Autobus już tam był. Gdybyśmy dotarli tam minutę później, moglibyśmy tylko powąchać po nim spaliny.

9 marca – niedziela.

Godzina 3 nad ranem. Łańcut – stacja CPN. Postój „na siku”.

Po załatwieniu wszystkich cielesnych potrzeb pasażerowie wrócili do autobusu. Zanim zdążyłyśmy się zorientować w tych ciemnościach kto jest, a kogo brakuje, kierowca ruszył. No i panika, bo dwóch naszych jeszcze kawę kupują. Wrzask, pisk opon i w tył zwrot. Dobrze, że odjechaliśmy tylko około 50 metrów. W komplecie ruszyliśmy dalej i w komplecie dotarliśmy do celu, już bez żadnych przygód. Z Krakowa mieliśmy dobre połączenie i w porze śniadaniowej dotarliśmy do Zakopanego. Wjeżdżając do Zakopanego, nasz bus zatrzymała policja. Stanęliśmy u podnóża Harendy – miejsca, gdzie w poniedziałek miały odbywać się zawody. Widok Harendy zmroził nam krew w żyłach. Wysoko, stromo i zapewne bardzo szybko.

Zakopane.

b_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_06.jpg b_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_04.jpg

Okazało się, że mieszkamy w pobliżu dworca. Bardzo nam to pasowało, bo taszczyć cały bagaż nie jest prostą sprawą. Zamieszkaliśmy w siedzibie Cechu Rzemiosł Różnych przy ulicy Gimnazjalnej 1. Dostaliśmy bardzo ładne pokoje z łazienkami. Chłopcy mieli również aneks kuchenny z lodówką, naczyniami i czajnikiem. Do naszej dyspozycji była dodatkowo odrębna, w pełni wyposażona kuchnia umiejscowiona piętro niżej. Uzgodniliśmy, że przyszła pora na zakwaterowanie, kąpiel i odpoczynek. Faktycznie zakwaterowaliśmy się, ale zanim zdążyłam wysuszyć włosy, chłopcy już zregenerowali siły i chcieli jechać na stok, żeby trenować przed zawodami. Na nic zdały się propozycje spaceru po Krupówkach i pójścia do kina. O Harendzie nie było mowy – widzieli reakcje, jak staliśmy u podnóża stoku. Dałam się jednak namówić na wyjazd do Ośrodka Narciarskiego Kotelnica Białczańska w Białce Tatrzańskiej. Spędziliśmy tam całe popołudnie. Chłopcy byli w swoim żywiole. Szusowali na wszystkich trasach i na swoich deskach wyczyniali takie rzeczy, których nazwać nie potrafię. Byłam pełna podziwu dla ich umiejętności i sprytu. Ja również byłam w swoim żywiole, bo mogłam robić im zdjęcia stojąc na stoku i jeżdżąc nad nimi na wyciągu krzesełkowym. Na Kotelnicy zjedliśmy również obiad – pyszne pierogi i zapiekanki. Do Zakopanego wróciliśmy już około godziny 17, bo godzinę później było spotkanie organizacyjne wszystkich ekip i odprawa kierowników drużyn. Wieczór upłynął spokojnie. Mieliśmy czas na odpoczynek, oglądanie zdjęć, kolację, integrację z drużynami z innych miast i telefony do domów rodzinnych.

10 marca – poniedziałek.

Po śniadaniu udaliśmy się wynajętym busem do Ośrodka Narciarsko Rekreacyjnego Harenda zlokalizowanego na osiedlu Harenda w Zakopanem. Z bliska nie był to już tak straszny stok, jak wydawało się to dzień wcześniej, gdy obserwowaliśmy go z trasy, chociaż różnice wysokości zboczy wahają się tu od 174 do 210 m. Pierwsze pół godziny przeznaczone było na próbne zjazdy ze szczytu wierchu Rafaczówki. Na trening przed zawodami i same zawody mieliśmy do dyspozycji dwie trasy: czarną o długości 900 m, różnicy wzniesień 210 m i stopniu trudności określanym jako trasa bardzo trudna oraz czerwoną o długości 1000 m, różnicy wzniesień 210 m i stopniu trudności zakwalifikowanym jako trudny. Same zawody odbywały się na skróconej trasie, prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa zawodników. Zawody obejmowały dwa przejazdy każdego uczestnika. Wynik końcowy, to suma czasów dwóch przejazdów.

Po pierwszym zjeździe wzięliśmy udział w uroczystym rozpoczęciu I Zimowych Igrzysk Rzemieślniczych Szkół Cechowych i Izbowych. Przedstawiono organizatorów i gospodarzy zawodów. Potem nastąpiła prezentacja wszystkich drużyn. W sumie w zawodach wzięły udział drużyny z dziewięciu miast Polski: Zamościa, Tarnowa, Zakopanego, Poznania, Nowego Targu, Bydgoszczy, Gorlic, Krynicy i Pilzna. Po uroczystości rozpoczęcia Igrzysk zawodnicy przystąpili do dalszej rywalizacji. Emocje sięgały zenitu, gdy okazało się, że walka idzie o setne części sekundy. Do tego doszedł jeszcze strach o to, czy zawodnicy ukończą trasę bez uszczerbku na zdrowiu. Na szczęście nikt nic nie połamał. Nie wszyscy jednak ukończyli trasę. Mateusz, Patryk i Piotrek bardzo dobrze poradzili sobie z dwoma zjazdami, więc niecierpliwie czekaliśmy na ogłoszenie wyników. Po cichu liczyliśmy na dobre miejsca. I nie przeliczyliśmy się. Chwilę później ogłoszono, że Piotr Buczek zajął 6 miejsce z łącznym czasem 0:59,90, Mateusz Sołtys uplasował się na 5 miejscu z czasem 0:59,58 a Patryk Monastyrski stanął na podium zajmując 3 miejsce z czasem 0:51,03. „We Are the Champions” zagrano również dla nas i brzmiało cudnie. Radość z wyników była wielka. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że doszło do pomyłki i miejsca zostaną zmienione. O tym jednak napiszę w dalszej części.

Popołudnie upłynęło nam na relaksie. Postanowiliśmy uczcić i uprzyjemnić naszym snowboardzistom Dzień Mężczyzn. Po bardzo dużym i smacznym obiedzie wybraliśmy się na reprezentacyjną ulicę Zakopanego – Krupówki. Spacer był ciekawy, ponieważ odwiedziliśmy niezwykłe miejsce – dom do góry nogami, czyli dom stojący na dachu. Umieszczone wewnątrz sprzęty również stoją do góry nogami, to znaczy wiszą na suficie, co wygląda niesamowicie. Tak naprawdę nie ma to wielkiego znaczenia, ponieważ najbardziej nietypowe jest w tym domku nie tyle to, jak on wygląda, ale to, jak człowiek czuje się wewnątrz niego. Po wejściu do środka traci się poczucie orientacji w przestrzeni. Traci się też równowagę - trudno jest ustać prosto, a jeszcze trudniej poruszać się po wnętrzu domu. Przez cały czas grawitacja ściąga zwiedzających na jedną ze ścian.

Inną atrakcją tego popołudnia była wizyta w kinie 7D i film Asylum, który przeniósł nas do opuszczonego zakładu psychiatrycznego, gdzie w każdym zakamarku czuło się grozę. Na pewien czas przenieśliśmy się do świata, w którym byliśmy świadkami paranormalnych wydarzeń, poznaliśmy przeszłość szpitala i poznaliśmy akcję filmu wszystkimi zmysłami. Adrenalinę podnosiły efekty specjalne: trójwymiarowy obraz, poruszające się fotele wzmacniające poczucie spadania, podmuchy wiatru, deszcz, który odczuwaliśmy na własnej skórze, mgiełka wodna, szczurze ogonki muskające nasze nogi, karaluchy łażące po nas, skrzydła nietoperzy trącające lekko nasze głowy. Zgodnie przyznaliśmy, że warto chociaż raz doświadczyć czegoś podobnego.

Wieczór spędziliśmy w miejscu zakwaterowania przygotowując i jedząc kolację, integrując się z innymi uczestnikami Igrzysk, oglądając telewizję i zdjęcia oraz analizując filmiki nakręcone podczas zawodów.

11 marca – wtorek.

Po śniadaniu mieliśmy zaproszenie do ZSZ Cechu Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości w Zakopanem. Wizyta była krótka, w sam raz jednak, by zobaczyć sale lekcyjne i posłuchać o działalności szkoły. Potem wraz z przewodnikiem i innymi uczestnikami Igrzysk udaliśmy się na wycieczkę w góry, na wysokość 1395 m n.p.m., by podziwiać jedno z największych górskich jezior na całym świecie – Morskie Oko. Nie przeszliśmy jednak całej trasy pieszo. Organizatorzy zawodów postarali się o pozwolenie wjechania busami na teren TPN, postój przy Wodogrzmotach Mickiewicza i jazdę w wyższe partie gór. Tym sposobem nasza piesza wędrówka rozpoczęła się dopiero od polany położonej na dnie Doliny Rybiego Potoku – Włosienicy. Z Włosienicy poszliśmy całą grupą nad Morskie Oko. Jezioro zrobiło ogromne wrażenie – pięknie położone w Dolinie Rybiego Potoku u stóp Mięguszowieckich Szczytów, ogromne - o powierzchni ponad 34 ha i głębokie na ponad 50 m. Budzi respekt i podziw.

Oczywiście urządziliśmy tam sesję zdjęciową, a w schronisku ogrzaliśmy się gorącą kawą i herbatą. W czasie wycieczki dostaliśmy również od organizatorów pączki i soki. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na chwilę przy Kaplicy na Jaszczurówce, zaprojektowanej przez Stanisława Witkiewicza i wybudowanej na początku XX wieku. Piękna, na kamiennej podmurówce, o widocznej konstrukcji zrębowej, z arkadowymi podcieniami, dachem krytym gontem i ołtarzem przypominającym góralską chatę. Zachęca do robienia zdjęć i tak też uczyniliśmy.

Po powrocie z wycieczki poszliśmy na późny obiad, znowu smaczny i znowu duży. Wcześniejsze popołudniowe plany legły w gruzach a my w łóżkach. Nigdzie już nie ruszaliśmy się tego dnia. Zasłużyliśmy na odrobinę leniuchowania i odpoczynek. Poza tym nasi zawodnicy musieli wypocząć przed następnym dniem zmagań na stoku.

12 marca – środa.

Tego dnia zawody odbywały się w innym miejscu. Pojechaliśmy do nowoczesnego ośrodka narciarskiego Suche, położonego w odległości 6 kilometrów do Zakopanego. Podobnie jak w poniedziałek był czas na próbne zjazdy i dwa zjazdy w ramach konkurencji. Po zjazdach próbnych Patrykowi zepsuła się deska. Baliśmy się, że nie będzie mógł wystartować w zawodach. Stwierdził, że powoli zjeździe do Anety, która czekała na dole stoku. Na szczęście znalazł się uczynny góral z pobliskiego gospodarstwa i szybko naprawił sprzęt. Patryk został przesunięty na koniec listy startujących i tym sposobem zdążył wystartować w zawodach. Stok wydawał się bardziej przystępny, ale jak zawodnicy zaczęli startować w zawodach, to okazało się, że wiele osób nie może ukończyć konkurencji. Trudniejsza trasa i warunki spowodowały, że niektórzy zawodnicy wypadali z trasy i byli dyskwalifikowani. Nasi chłopcy i tym razem poradzili sobie na medal. Ogłoszenie wyników to uczta dla ucha: Piotr Buczek uzyskał czas 1:05,10 i zajął 7 miejsce, Mateusz Sołtys zdobył 4 miejsce z czasem 1:03,30 a Patryk Monastyrski drugi raz stanął na podium - z łącznym czasem 0:54,42 zdobył srebrny medal. Wzruszyłam się kolejny raz słysząc „We Are the Champions”. Minął też strach o naszych zawodników.

Do miejsca zakwaterowania wróciliśmy w wyśmienitych humorach. Po obiedzie nie zostało nam wiele czasu. Spędziliśmy go pakując częściowo bagaże i robiąc porządki w pokojach. O godzinie 18 udaliśmy się do miejsca zwanego Polaną pod skocznią "Wielka Krokiew" na uroczyste podsumowanie I Zimowych Igrzysk Rzemieślniczych Szkół Cechowych i Izbowych. Było bardzo miło – gorący bigos, kawa i herbata, ognisko, wspólne pieczenie kiełbasek, dyskusje o zawodach, wymiana numerów telefonów itp. W pewnym momencie usłyszeliśmy, że wzywają nas organizatorzy. Usłyszeliśmy od nich znakomitą wiadomość – przy ogłoszeniu wyników na stoku Harenda doszło do pomyłki i nasi snowboardziści zajęli inne miejsca niż tam podano - Piotr Buczek zajął nie 6 a 5, Mateusz Sołtys przeskoczył z 5 na 4 miejsce a Patryk Monastyrski miał oddać brązowy medal na rzecz medalu srebrnego! Lepszej wiadomości nie mogliśmy dostać. Zaczęliśmy szybko analizować wyniki i mieć nadzieję na dobre miejsce w ogólnym podsumowaniu, w kategorii drużynowej. Myślę, że w głębi duszy każdy miał pragnienie zdobycia miejsca na podium, ale głośno tego nie mówiliśmy. Konkurencja była wielka, a na wyniki drużyn składały się wyniki wszystkich zawodników. Większe szanse miały ekipy z większą ilością zawodników (niektóre liczyły po kilkanaście osób), takie, w których zawodnicy startowali w dwóch konkurencjach – narciarstwie zjazdowym i snowboardzie, takie, w których startowali również opiekunowie (dodatkowa kategoria z punktowanymi miejscami medalowymi) i przede wszystkim takie drużyny, gdzie startowały dziewczęta, których było bardzo mało i tym sposobem prawie wszystkie miały wysoko punktowane miejsca medalowe.

b_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_01.jpg b_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_02.jpgb_200_200_16777215_00___images_phocagallery_2014_ZAKOPANE_thumbs_phoca_thumb_l_zakopane_03.jpg

Miłym akcentem wieczoru było zajęcie przez Patryka Monastyrskiego 5 miejsca w kategorii Najwszechstronniejszy Zawodnik Igrzysk. Należy zaznaczyć, że nie było miejsca 4 i 3. Nie bardzo wiem, dlaczego, ale tak było. Najważniejszy moment był jednak przed nami – ogłoszenie wyników drużynowych. Ścisnęliśmy się wszyscy w kupę i w napięciu słuchaliśmy werdyktu: miejsce 9 – Bydgoszcz, miejsce 8 – Krynica, miejsce 7 – Gorlice, miejsce 6 – Pilzno. Puls nam przyspieszył. Miejsce 5 – Nowy Targ. W tym momencie mieliśmy chyba stan przedzawałowy, nie chcieliśmy usłyszeć „Zamość”. Miejsce 4 – Tarnów! Nie muszę chyba pisać, jaka była nasza radość. Wiedzieliśmy już, że jesteśmy na podium. Wiedzieliśmy, że teraz nasza kolej, bo dwie ostatnie liczne drużyny startowały we wszystkich kategoriach i kombinacjach. Miejsce 3 – Zamość! Miejsce 2 – Poznań, miejsce 1 – Zakopane. I znowu wzruszyłam się przy” We Are the Champions”.

Po intensywnym dniu mogliśmy pozwolić sobie jedynie na wieczorny spacer po Krupówkach, zakup pamiątek i mocny sen.

 

13 marca – czwartek. 13 – sprawdzone, że pechowy.

Szybka toaleta, śniadanie, pakowanie, wykwaterowanie. Na dworcu byliśmy około 8.43. Bilety kupiliśmy na godz. 9. Okazało się, że na stanowisku, z którego mieliśmy odjeżdżać stoi już bus do Krakowa. Uprzejmy pan poinformował nas, że odjeżdża o 8.45 i może nas zabrać, bo to ta sama firma przewozowa, co ten na kwadrans później. Ucieszyliśmy się – zawsze to więcej czasu na pobyt w Krakowie. Podobno jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Nie pojechaliśmy daleko. W pewnym momencie coś zaszurało, zachrobotało i nasz bus utknął w miejscu. Uprzejmy pan powiedział, że nie ma się czym przejmować, bo za kilka minut będzie jechał ten bus z godziny 9. Faktycznie nadjechał, ale kolejny raz musieliśmy przepakowywać nasze bagaże i niestety jechać do Krakowa na stojąco. W Krakowie mieliśmy podjąć decyzję, czym wracać – autobusem, czy pociągiem. Cenę biletu autobusowego znaliśmy, ale poszliśmy się jeszcze upewnić, jaki jest koszt jazdy pociągiem. Drożej. Dostępność toalety w pociągu kusiła, ale ze względów oszczędnościowych postanowiliśmy wracać autobusem. Postanawiać możemy, ale nie zawsze to wychodzi. Ludzi tłum, wolnych miejsc w autobusie 4. Nas pięcioro. Kogoś zostawić? Nie. Pojechaliśmy w piątkę i w piątkę wrócimy. Pociągiem, rzecz jasna.

 

Mieliśmy trochę czasu na zwiedzanie Krakowa. Zaczęliśmy od Rynku Głównego i jednego z największych i najważniejszych, po Katedrze Wawelskiej, kościołów Krakowa – kościoła archiprezbiterialnego pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zwanego także kościołem Mariackim. Zatrzymaliśmy się tam na jakiś czas, by podziwiać ten gotycki zabytek i znajdujący się tam gotycki Ołtarz Wielki – arcydzieło Wita Stwosza. Spacerowaliśmy też po wnętrzu zabytkowego budynku sukiennic znajdującego się w centralnej części Rynku. Następnie udaliśmy się na ulicę Grodzką do Kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Jest to pierwsza budowla architektury barokowej w Krakowie. Ufundowana została dla jezuitów przez króla Zygmunta III Wazę. Atrakcją, która nas przyciągnęła w to miejsce było Wahadło Foucaulta udowadniające, że Ziemia obraca się wokół swojej osi. W tym kościele co czwartek odbywają się demonstracje najdłuższego w Polsce wahadła. Mieliśmy możliwość obserwować powolną zmianę płaszczyzny ruchu wahadła względem Ziemi, co dowodzi jej obrotu wokół własnej osi.

 

Po tej niezwykłej lekcji udaliśmy się na najbardziej znane wzgórze w Polsce – Wawel. Obejrzeliśmy Zamek Królewski i z bezpiecznej odległości poznaliśmy Smoka Wawelskiego. Nie było już niestety czasu, aby zwiedzać wnętrza zabytkowych budowli. Czas nas gonił i zmuszeni byliśmy udać się na dworzec.

Na peronie spotkała nas znowu niespodzianka. Tablica informacyjna pokazywała odjazd do Zamościa, a na pociągu widniała tablica Poznań – Rzeszów. Zaniepokoiliśmy się tym. Aneta szybko pobiegła do pracownika PKP i przyniosła nam taką informację: pociąg od 9 marca nie dojeżdża do Zamościa, bo jest jakiś remont torów. Kończy trasę w Rzeszowie, a z Rzeszowa można dojechać do Zamościa autobusem na biletach PKP. Tego jeszcze nie było. W Rzeszowie faktycznie przepakowaliśmy kolejny raz bagaże i w dalszą drogę udaliśmy się autobusem. Nawet się ucieszyliśmy, bo pomyśleliśmy, że szybciej dotrzemy do celu podróży. Na próżno się cieszyliśmy – autobus zajeżdżał na wszystkie stacje PKP, zgodnie z rozkładem jazdy pociągów. Zabawne było to, że jechał z nami konduktor PKP w swoim mundurku i w czasie jazdy sprawdzał nam bilety. Dotarliśmy wreszcie do celu. Zmęczeni i jednocześnie zadowoleni mogliśmy się wyspać wreszcie we własnych łóżkach. Ja dotarłam nawet kwadrans przed północą i zdążyłam jeszcze przez chwilę świętować moje kolejne „osiemnaste” urodziny.

 

W przyszłym roku chcielibyśmy również wziąć udział w Igrzyskach. Chłopcy zamierzają intensywnie trenować. Mamy również plan zabrać jedną dziewczynę, która jak się okazało wygrywa na desce wszelkie zawody, w których startuje. Czy pojedziemy? Okaże się w przyszłym roku i zależy to głównie od tego, czy znajdziemy sponsorów. Za tegoroczny wkład dziękujemy Zasadniczej Szkole Zawodowej Rzemiosł Różnych w Zamościu, Lubelskiej Wojewódzkiej Komendzie OHP i pracodawcy panu Bartłomiejowi Nowakowi – z zakładu mechaniki pojazdowej w Kalinowicach.

Monika Baranowicz